niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 6

-Amy idź do sali.
Wzrok Justina skierowany był na postać w końcu korytarza. Był to silnie zbudowany mężczyzna, którego już gdzieś widziałam. Miał na sobie luźne jeansowe spodnie i kurtkę ze skóry a głowę miał przewiązaną czerwoną bandamką. Patrzył się na Justina ponuro.
-Amy. Idź - wysyczał Justin.
-Nie - odpowiedziałam stanowczo.
-Amy, nie kłóć się ze mną! - jad wypełniał jego słowa. - Idź do sali.
Nie miałam wyboru. Musiałam go posłuchać.
-Justin. Pójdę ale bądź ostrożny. - poprosiłam i ścisnęłam jego dłoń. Nie zareagował tylko dalej patrzył w oczy mężczyzny. Zeszłam z krzesła i udałam się do sali.

Justin *POV*
Amy zeszła z ławki i poszła do sali tak jak ją poprosiłem. Przez cały czas patrzyłem w oczy Alexa. Po co on tu przyszedł?! Nie wystarczyła mu ostatnia walka?
-Czego chcesz Alex!? - wysyczałem kiedy podszedł.
-Dlaczego dalej rozmawiasz z tą dziewczyną?
-Uspokój się. Załatwiłem wszystko z Rathert'em. Czego jeszcze chcesz? Daj nam już spokój.
-Musisz wyjechać. Czeka na ciebie robota.
-Nie ma mowy. Zrobiłem co do mnie należało i nic więcej nie jestem ci winien.
-Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz!
-Oj wiem Alex. Nic mi nie zrobisz.
-Zabije dziewczynę.
-No jakoś próbowałeś dwa razy i ci się nie udało z resztą nie zamierzam spuszczać jej z oczu.
-Okej. To zacznę od jej rodziny - uśmiechnął się jak szaleniec.
Natychmiast wstałem. Przysunąłem się do niego i złapałem za jego koszulkę.
-Nie waż się bo inaczej będę musiał cię zabić. Braciszku - wysyczałem mu do ucha.
-Braciszku - użył moich słów przeciwko mnie - jakoś się ciebie nie boję. Idź do tej swojej dziwki.
-Nie mów tak na nią! - powiedziałem głośniej prosto w jego twarz.
-Bo co?
W tym momencie nie kontrolowałem siebie i swoich czynów. Z całą wściekłością i siłą jaką udało mi się walnąłem pięścią Alexa w twarz. Upadł na podłogę z krwawiącą twarzą.

Wróciłem do sali cały zdenerwowany. Wszystko mnie wkurwiało. Amy siedziała skulona na łóżku i płakała. Ja pierdole! Justin idioto, znowu to zrobiłeś! No wiem przecież! Ale nie mogłem pozwolić żeby na to patrzyła. Tak było lepiej dla niej. Idź do niej. Dobra! Muszę się uspokoić. Nienawidziłem tego głosiku w głowie ale on miał racje.
-Amy - powiedziałem cicho siadając na łóżku i przysuwając się do niej.
-Kto to był? - zapytała szybko. Jej zapłakane oczy patrzyły w moje.
-Skarbie..
-Odpowiedz Justin!
-Alex.
-Justin, czy te rany - dotknęła miejsc, zranionych od noża - to też on?
-Tak - powiedziałem spuszczając głowę w dół.
-Justin tak się o ciebie bałam! - wpadła mi w ramiona. Moja kochana Amy.
-Wiem skarbie - pogłaskałem ja po plecach - ale już jest ok. Wszystko będzie dobrze.
-Nic ci więcej nie zrobił? - wyszeptała w moją szyje. Jej oddech powodował u mnie ciarki.
-Nie. Wszystko dobrze - uspokajałem ją. - Zaraz będzie lekarz na obchodzie. Kochanie chodź do łazienki, umyjesz oczka - uśmiechnąłem się a ona to odwzajemniła.
-Okej, chodźmy - powiedziała szybko wstając.

***

-Dzień dobry państwu - przywitał się lekarz. Od razu go znielubiłem. Wydawał się jakby miał przyklejony do buzi sztuczny uśmiech. Strasznie mnie to wkurzało.
-Dobry - odpowiedziałem z wrednym uśmiechem.
- Dzień dobry - powiedziała Amy patrząc na mnie nie wiedząc o co mi chodzi.
Lekarz wziął nasze karty, które wisiały przy łózkach.
-Myślę, że będziemy mogli was jutro wypuścić - powiedział w końcu. - Jednak, panu, panie Bieber - wskazał na mnie - zrobimy jeszcze jedno kontrolne badanie.
-Okej, róbcie co chcecie bylebym tylko mógł szybko stąd wyjść - powiedziałem obojętnie.
-Dobrze. W odpowiednim czasie przyjdzie po pana pielęgniarka.
-Spoko - odpowiedziałem bez uczucia patrząc w okno.
-Panienko Jones - zwrócił się do Amy - tydzień po wyjściu ze szpitala będziesz musiała się zgłosić na kontrolę.
-Dobrze - odpowiedziała Amy z niepokojem patrząc w oczy doktora. Czym ona się przejmowała? Przecież wszystko z nią dobrze, to tylko kontrola.
-No dobrze. Koniec obchodu. jak by coś się działo proszę wołać - powiedział lekarz wychodząc.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi spojrzałem na Amy. Siedziała z kolanami podciągniętymi pod brodę i oplatała je rękoma.
-Amy.. Czym się martwisz? - usiadłem obok niej i owinąłem ją ramieniem. - Przecież wszystko jest dobrze.
-Zabierają cię na badanie. Coś jest nie tak - wyszeptała patrząc mi w oczy.
-Amy - zachichotałem. - To szpital. Po to tu jesteśmy żeby robili nam badania i sprawdzali czy wszystko z nami dobrze. Chcą pewnie tylko coś sprawdzić. Nie zabija mnie, spokojnie.
Nie odpowiedziała tylko wtuliła się w mój bok a ja przysnąłem ją mocniej do siebie. Czułem się cudownie i spokojnie mając ja przy swoim boku. Chciałbym już zawsze ją mieć przy sobie. Móc ją chronić. Ale.. Czy ona coś jeszcze do mnie czuje? Kurwa! Nie wiem!
-Martwię się Justin - wyszeptała.
-Nie masz o co skarbie. Wszystko będzie dobrze.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilkę aż Amy się odezwała.
-Nie było tu moich rodziców... Był tylko mój tata i tylko na chwilkę. Może wpadną dzisiaj..
-No może - uśmiechnąłem się do niej.
-Trochę się za nimi stęskniłam. Może też Mike wpadnie..
Zrobiłem się cały sztywny na jej słowa. Nienawidziłem tego gnoja a on ma się tu pojawić?! I dotknąć moją Amy?!
-Justin - powiedziała widząc moją reakcję - przecież wiesz, że mam chłopaka.
-Tak wiem - odszedłem od niej. Poszedłem do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami.
Nie mogłem się pogodzić z tym, że moja Amy już nie jest moja. Co teraz będzie? Było tak cudownie. Zachowuje się tak jakbyśmy byli parą a teraz nagle wyjeżdża że ma chłopaka?! To po co dawała mi nadzieję?!
-Justin - powiedziała spokojnie stojąc przed zamkniętymi drzwiami łazienki.
-Nie Amy! Daj mi spokój! - krzyczałem. Emocje wzięły nade mną górę. Nie mogłem ich opanować. Cały czas się trzęsłem. Wstałem z podłogi, złapałem się za głowę i zacząłem chodzić w kółko nie mogąc się z tym pogodzić. Moja dłoń była zwinięta w pięść. Uderzyła z całą zebraną siłą w lustro, które było przede mną i pokazywało jak słaby jestem. pod wpływem uderzenia rozpadło się w kawałeczki a ja poczułem kłucie w dłoni. Nie przeszkadzało mi to jednak w dalszym niszczeniu. Kopałem wszystko co postanowiło wejść mi w drogę. Łzy spływały po mojej czerwonej z wściekłości twarzy. Dlaczego jestem taki słaby?! Nawalałem na całej linii!! Usiadłem na podłodze i schowałem twarz w dłonie. Nie powinienem był się tak zachowywać. Amy na pewno była przerażona. Justin, coś ty zrobił!! Rozwaliłeś całą łazienkę i ją przestraszyłeś! 
Musiałem się uspokoić i sprawdzić jak z Amy. Otworzyłem spokojnie drzwi i zobaczyłem moja Amy siedzącą i trzęsącą się na podłodze. Nogi miała skulone i podciągnięte pod brodę. Justin jesteś beznadziejny!! TAK WIEM!! ZAMKNIJ SIĘ!! Podszedłem i usiadłem obok niej. Od razu się odsunęła.
-Amy - wyszeptałem kładąc dłoń na jej ręce.
-NIE DOTYKAJ MNIE!!!!

__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

i jest 6 rozdział :D jak wam się podoba? dajcie znać w komentarzach :D

7 rozdział.. nie obiecuje że pojawi się jutro ale zrobię wszystko co w mojej mocy !

w razie pytań :
ask: http://ask.fm/JuuuuuuustinBiebs
twitter : https://twitter.com/1880_alexandra

KOCHAM WAS !!!


2 komentarze:

  1. ojprdl..szybko...możesz dać w kolejnym jak Mike ich nakryje jak się całują i się o nią pobiją...i jak chcesz to mogę twojego bloga polecić na moim i bd miała więcej czyteklników..:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okee <3 zobaczymy co tam mi sie napiszee ale dobry pomysł :D :D i jasne skarbie mozesz udostępnić :)

      Usuń